poniedziałek, 23 lutego 2015

Patek i jej kilka szmatek

Dawno nie było już nowego posta wiec teraz jest. Od jakiegoś czasu odczuwam wiosenny boom dzieciowy, bo zleceń narobiło się od groma i ciut ciut- z czego jestem oczywiście ogromnie zadowolona.

Czasami pojawiają się też zlecenia tapicerskie, które przy szale dziecięcych zleceń wprost uwielbiam. Takie zlecenie ostatnio podarowała mi Pati- czyli jak mi się czasami zdaje jedyna osoba, która zagląda na tą stronkę. 

Pati, mój towarzysz niedoli korporacyjnej, w każdy poniedziałek, zaraz po odpaleniu kompa i paru procedur, zapytuje mnie czy coś nowego dodałam na KOKO. Jak po raz kolejny odpowiadam, że nie denerwuje się i mówi, że nie dbam o swój INTERES :) Taki to Patek jest. Za te odwiedziny jestem jej bardzo wdzięczna, bo jak już mi się nic nie chce tu pisać gdyż stwierdzam, że nikt tego nie czyta i nie ma sensu, to zawsze myślę o Patku. Mówię sobie, że jeśli choć jedna osoba ma z tego bloga radość, to warto go prowadzić :)

Wracając do zlecenia, to Patek przyniosła do obicia dwie stare pufy w stylu niby-indyjskim pokryte niby-skórą. Wnętrze puf było całkiem dobre wiec nie było potrzeby wymiany. 

Pufy przed metamorfozą stały pokryte kurzem na strychu.
Właścicielka wybrała dwa odcienie szarej tkaniny alkantra. Nogi pufy zostały przemalowane przez Pati przedmęża. Uważam, że metamorfoza wyszła doskonale i stare pufy dostały nowe życie w nowym mieszkanku Patka. 

Pufa po metamorfozie :)
Wymiana tapicerki- KOKO
Przemalowanie stelaża- Przedmąż Pati
Zdjęcie i kompozycja- Pati
Stare słoje zamienione na piękne latarenki to pomysł i wykonanie Patka.

Zastanówcie się czy nie macie jakiś starych mebli w domu które w prosty sposób można zmienić i dać im nowe życie?? 
KOKO chętnie służy swoją sprawną ręką lub dobrą radą ;)

niedziela, 1 lutego 2015

Po kropkach do celu

Weekend zaczął się jak zwykle wielkimi planami- choć co tydzień obiecuje sobie, że nic nie zaplanuję i będę tylko leżeć i czytać gazety, a koty owiną się wokół mnie, a jedyny wysiłek na jaki się zdobędę, to delikatne szturchanie stopą żony aby na chwilę odwróciła wzrok od książki i uśmiechnęła się do mnie.....marzenia.

Sobota rano-> pieczenie chleba-> Ikea-> tachanie zakupów-> szycie kocyka-> porządki w szafach-> i o 23 padam na łóżko.
Szycie koca zapowiadało się łatwo i przyjemnie- przecież nie mój pierwszy tylko z dziesiąty chyba. Materiały kupione wcześniej, zdekatyzowane i uprasowane czekały, krzycząc swoim kolorem w moją stronę jak tylko koło nich przechodziłam.

Śliczna zieloniutka bawełna w grochy, patrząc na nią pomyślałam- łatwo wytnie się kwadrat po tych kropeczkach :) Tak wycięłam i każdy bok miał te 100cm tylko kwadrat stał się rąbem! I szlag mnie jasny trafił, bo poprawić się nie da, bo za mały będzie a zostawić tak nie mogę- bo nawet żona tym razem nie powiedziała mojego ulubionego zdania- "Normalny człowiek tego nie zauważy. Zostaw." Nie, tym razem było- "No, krzywy". Jedyna opcja jaka została to dociąć na równo i wstawić pas innego materiału. I powiem wam, że wyszło nawet lepiej niż gdybym zostawiła cały zielony :)
Do koca dołączył jeszcze Pan Żaba. Kupiony w Ikea dostał nowe wdzianko, tak aby pasował do kocyka.

Tak więc motto na weekend "Po kropkach do celu nie dojdziesz, ale może znajdziesz sobie lepszy cel" :)
Kocyk 100x100cm
Materiały: bawełna, dresówka i ocieplina 1,5cm
Pan Żaba w nowym wdzianku: IKEA